Wszyscy dostrzegamy zmiany klimatu, które dokonują się na naszych oczach w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Nikt z nas nie jest jednak w stanie stwierdzić, że kierunek tych zmian, tak zwane „ocieplenie”, jest tendencją stałą a nie tylko czymś wymyślonym przez grupę naukowców, którzy otrzymali na poparcie swej niesprawdzonej tezy wyjątkowo duże fundusze i teraz za wszelką cenę starają się przeprowadzić dowód na jej prawdziwość.

Zmiany klimatyczne w obrębie bardzo niestabilnej powłoki, jaką jest atmosfera ziemska są bowiem czymś jak najbardziej naturalnym i zachodzą prawdopodobnie od samego początku jej istnienia. Okresy chłodu, czy też zimna, skutkujące rozwojem czap lodowych i zlodowaceniami, towarzyszą prawie każdej epoce dziejów Ziemi a po nich następują zawsze trwające miliony lat okresy ocieplenia. Chcę poniżej opisać zimną pogodę roku 1816 i skutki, jakie  ona spowodowała.

Dlaczego wybrałem akurat  ten rok? Z dwóch powodów: dlatego, że był wyjątkowo zimny i dlatego, że należał do okresu kończącego w zgodnej opinii klimatologów okres wyraźnego wcześniejszego kilkusetletniego chłodzenia klimatu, zwanego „małą epoką lodową”. Dlatego nazwano go „rokiem bez lata”.

W czasie zimnego lata w 1816 roku młoda, dziewiętnastoletnia angielska pisarka i poetka Mary Shelly podróżując po Europie wraz ze swoim mężem, dużo starszym od niej poetą Percym Shelleyem dotarła do Szwajcarii. Zimne i dżdżyste a czasem mroźne, wieczory lata w 1816 roku, spędzane przez nich w okolicach Genewy, w towarzystwie sławnego już wówczas lorda George’a Byrona urozmaicali sobie „zawodami” w wymyślaniu opowiadań grozy. Bayron ukończył tam również swój poemat „Darkness”.

Lato w Europie i w Ameryce Północnej w 1816 roku było wyjątkowo zimne. Zimno było w czerwcu,  lipcu i sierpniu, padały stale deszcze i było mglisto, a słońce nie wychodziło zza chmur.

Czas spędzony w Genewie i wymyślanie opowiadań niesamowitych poskutkowały tym, że Mary Shelly dwa lata później wydała powieść „Frankenstein, czyli nowy Prometeusz”, której pomysł narodził się właśnie w Szwajcarii. Dzięki tej powieści, autorka jest dzisiaj uważana za prekursorkę literatury fantastyczno-naukowej, natomiast nazwa „Frankenstein”, umieszczona w tytule opowiadania i będąca nazwiskiem „potwora” i  jego twórcy, jest dawną, niemiecką nazwą Ząbkowic Śląskich (lub, jak sądzą inni, nazwą zamku w pobliżu Darmstadt w Niemczech).

Zimno panujące latem 1816 roku stało się również przyczyną wynalezienia welocypedu - pierwotnego roweru, nie posiadającego jeszcze łańcucha. Wynalazł go niemiecki baron Karl Drais, chcąc znaleźć sposób na potanienie transportu, gdyż nieurodzaj spowodowany zimnem stał się przyczyna dużego wzrostu cen paszy dla koni (przy okazji: Drais jest również wynalazcą maszynki do mielenia mięsa oraz drezyny). Inny Niemiec, chemik Justus von Liebig zainteresował się w tym samym roku fizjologią roślin i w efekcie wynalazł nawozy mineralne, natomiast zimne lato i aberracje pogodowe w Ameryce Północnej zaowocowały powstaniem Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatecznych i publikacją Księgi Mormonów przez Johna Smitha.

Wiemy również, że w roku 1816 w Europie i Ameryce Północnej z powodu klęski nieurodzaju i głodu zmarło według szacunków około dwieście tysięcy osób.

Nie można z całkowitą pewnością wskazać przyczyny zimna panującego w 1816 roku w wielu rejonach półkuli północnej. Rok ten należy jednak do okresu tzw. małej epoki lodowej, i chociaż klimatolodzy raczej nie podają przy jej opisie precyzyjnych dat, to jednak dość powszechnie zalicza się do niej okres od mniej więcej połowy trzynastego wieku do połowy wieku dziewiętnastego.

Mała epoka lodowa trwała więc około 600 lat i miała – przynajmniej na północnej półkuli – klimat zdecydowanie bardziej  zimny, niż w poprzedzającym ją okresie tzw. średniowiecznego optimum klimatycznego.

Zapiski dotyczące  pogody z tego okresu czasu mówią o szeregu następujących po sobie bardzo mroźnych zim, o mrozach w czasie lata, o  nieurodzaju z powodu zimna i o klęskach głodu i zarazach. Istnieją opisy miesiąca maja, w którym mróz i głęboki śnieg uniemożliwiały nie tylko prace w polu, ale również podróże (Długosz), oraz zamarzania Bałtyku w zimie, podróży saniami do Szwecji i innych anomalii pogodowych i klimatycznych.

Jako ciekawostkę można przytoczyć fakt dwukrotnego przejścia po zamarzniętym Bałtyku armii szwedzkiej pod wodzą Karola Gustawa w czasie wojny duńsko –szwedzkiej w 1658 roku. Pierwszy raz armia szwedzka w sile 9000 jazdy, artylerii i 3000 piechoty przeszła po lodzie rankiem 9 lutego 1658 r. przez Mały Bełt na wyspę Fionię. Przeprawa była ryzykowna, gdyż słaby lód uginał się pod ogromnym ciężarem i wojska brnęły po kolana w wodzie. Drugi przemarsz – już po wcześniejszym zbadaniu drogi – nastąpił w dniu 15 lutego przez Wielki Bełt, wyspy Langeland i Lolland na Zelandię.

Zimna pogoda w roku 1816 to według klimatologów skutek bardzo silnego rok wcześniej wybuchu wulkanu Tambora położonego na indonezyjskiej wyspie Sumbawa. 10 kwietnia 1815 roku doszło tam do największej chyba w czasach historycznych erupcji wulkanicznej, w czasie której do atmosfery przedostało się według szacunków od 100 do nawet 150 km³ popiołów, pyłów i bomb wulkanicznych. W jednej chwili wybuch spowodował całkowitą zagładę kilkunastotysięcznego „ludu Tambora” mieszkającego na wyspie (łącznie wskutek wybuchu i fal tsunami zginęło według szacunków około 117 ty. ludzi). Po wybuchu egipskie ciemności panowały przez trzy dni w promieniu kilkuset kilometrów od wyspy. O ogromnej sile wybuchu świadczy fakt, że bomby wulkaniczne o masie 5 kg znajdowano po erupcji w odległości 40 km od wulkanu. Pióropusz pyłów i gazów wulkanicznych dotarł do stratosfery - szacunki mówią, że nawet na wysokość do 100 km, rozprzestrzenił się w ciągu kilku miesięcy w górnych jej warstwach i spowodował w efekcie zmniejszenie ilości ciepła słonecznego docierającego do powierzchni Ziemi oraz zmiany klimatyczne. Skutkiem tych zmian jest właśnie „rok bez lata”.

Większość naukowców uznaje, że mała epoka lodowa zakończyła się w połowie XIX wieku, ale niektórzy sądzą, że to dopiero obecne czasy, uznane za „globalne ocieplenie” są jej prawdziwym końcem i notowany obecnie wzrost temperatury w skali globalnej jest końcem poprzedniego zimniejszego okresu. Czy tak jest naprawdę,  trudno to jednoznacznie określić.

Gdyby dzisiaj rzeczywiście istniało coś, co nazywamy globalnym ociepleniem, to dalszy scenariusz wydarzeń byłby prawdopodobnie taki: zwiększone topnienie lodów na północnej półkuli powinno spowodować wzrost rocznej sumy opadów, w tym opadów śniegu. To z kolei zwiększy albedo – czyli intensywność odbijania promieni słonecznych od pokrytej śniegiem powierzchni i przyhamowanie ocieplenia w wyniku spadku temperatury powietrza.

Możliwy jest jednak również scenariusz inny: wyrównanie temperatury wody morskiej w ciepłym prądzie Golfsztromie z temperaturą wód powierzchniowych Atlantyku otaczających ten prąd może spowodować znaczne osłabienie, lub w ogóle zanik tego prądu i wtedy w ciągu kilku lat powinniśmy mieć kolejną bardzo zimną epokę na ogrzewanej tym prądem Półkuli Północnej  a być może nawet kolejne zlodowacenie. Takich scenariuszy klimatolodzy mają w zanadrzu jeszcze kilka. Przyroda prawdopodobnie wybierze jednak inny, napisany przez siebie. Nie wiemy jednak jaki. Wątpliwe jest tylko to, czy człowiek będzie miał na niego jakikolwiek wpływ, nawet emitując wielokrotnie więcej dwutlenku węgla niż robi to obecnie.

Piotr Tyczka