Powietrze uznajemy zwykle za odnawialny element przyrody. Odnawialny i w związku z tym niewyczerpalny... Historia powietrza jest tak długa jak historia Ziemi, a jego początki, powstanie i występowanie w postaci atmosfery wiążą się z bardzo odległymi dziejami naszej planety. Oczywiście skład powietrza z początkowego okresu dziejów Ziemi był zupełnie inny niż obecnie. Ta „pierwotna” atmosfera była pozbawiona tlenu, a w jej skład wchodziły takie gazy, których zawartość w atmosferze współczesnej spowodowałaby śmierć wielu gatunków roślin i zwierząt. Stopniowo, w ciągu ponad czterech miliardów lat skład atmosfery upodabniał się do dzisiejszego, a najbardziej istotna z naszego punktu widzenia zmiana polegała na stopniowym wzroście ilości tlenu, którego w obecnej atmosferze jest prawie 21%. Ten bardzo wolny, stopniowy wzrost zawartości tlenu to efekt istnienia na Ziemi coraz to większej ilości gatunków organizmów żywych, które w wyniku naturalnych procesów życiowych uwalniają do atmosfery tlen.

Powietrza nie mamy jednak tak dużo, aby się o nie nie martwić. Musimy pamiętać o tym, że w górnych częściach atmosfery stale ucieka ono w przestrzeń pozaziemską, gdyż grawitacja naszej planety jest zbyt słaba aby się tej ucieczce przeciwstawić. Proces ucieczki jest bardzo wolny, lecz występuje stale. Z drugiej strony powietrze „jest produkowane” w wyniku naturalnych procesów – głównie wulkanicznych i w ten sposób uzupełniane są jego straty. Gdyby ktoś chciał w sposób poglądowy przekonać się o tym, jak cienka jest warstwa powietrza wokół Ziemi, to wystarczy obejrzeć zdjęcie wykonane z pokładu promu kosmicznego pod odpowiednim kątem: widać na nim cieniutką, niebieskawą wstążeczkę otaczającego naszą planetę.

Powinniśmy również pamiętać o tym, że wraz ze wzrostem wysokości nad poziom morza i postępującym rozrzedzeniem powietrza mamy coraz większe kłopoty z oddychaniem – kto chociaż raz był wysoko w górach, ten wie, jak trudno jest czasami „złapać oddech” w czasie wędrówki i to już na wysokości około 1000 m.n.p.m. Często w czasie szkolnych wycieczek doświadczała tego nasza młodzież, przyzwyczajona do stałego przebywania w Radzionkowie lub okolicznych miejscowościach, czyli na wysokości około 300 metrów nad poziomem morza. Trzeba było czasami w czasie wędrówki odsyłać taką grupkę uczniów pod opieką nauczyciela z powrotem do domu noclegowego, bo ich młode organizmy nie potrafiły się odpowiednio szybko przyzwyczaić się do rozrzedzonej górskiej atmosfery.

Wniosek z tego jest prosty: z tej z pozoru grubej warstwy powietrza atmosferycznego, mamy „do dyspozycji” tylko cienką, przyziemną warstewkę, w której możemy normalnie funkcjonować.

Niestety ta cienka warstwa jest przez nas systematycznie niszczona. Największym zagrożeniem dla naszego ziemskiego powietrza są zanieczyszczenia, które wprowadzamy tam wskutek działalności przemysłowej, albo w skutek ogrzewania domów i spalania śmieci.

Przemysł niszczył powietrze odkąd zaczęto cokolwiek produkować, ale duże i bardzo niekorzystne zmiany rozpoczęły się z chwilą gwałtownego rozwoju przemysłu ciężkiego i wykorzystania na dużą skalę węgla i jego pochodnych w procesach technologicznych.

Już na początku siedemnastego wieku zabroniono w Londynie stosowania węgla do ogrzewania mieszkań ze względu na smrodliwy dym, który tak bardzo różnił się od dymu z pieców opalanych drewnem, że był dla ówczesnych mieszkańców nie do przyjęcia (zakaz ten zniesiono dopiero po ponad stu latach). Drewna do ogrzewania domów stale jednak brakowało i w końcu węgiel stał się paliwem podstawowym.

W czasie dziewiętnastowiecznej rewolucji przemysłowej węgiel był już powszechnie wykorzystywany zarówno przez przemysł, jak i do ogrzewania mieszkań. Na Śląsku istniały w tym czasie liczne kopalnie węgla i - z drugiej strony – liczni jego „odbiorcy”, np. huty i coraz bardziej rozpowszechnione maszyny parowe, nazywane wtedy „ogniowymi". Stosowane one były głównie jako maszyny odwadniające złoża, co pozwalało na dotarcie do coraz głębszych pokładów węgla, same jednak również spalały go bardzo dużo, nawet po kilkadziesiąt ton na dobę.

Powietrze w pobliżu zakładów przemysłowych było wtedy fatalne. Szczególnie w pobliżu hut cynku. Artur Oskar Klaussmann pisze w swojej książce „Górny Śląsk przed laty” wydanej na początku wieku (II wyd. Katowice,1997) i przedstawiającej nasze ziemie w drugiej połowie XIX wieku, że hutnicy umierali w bardzo młodym wieku wskutek pracy w zatrutym powietrzu, a w pobliżu hut wszelkie życie (rośliny) zamierało. Dziewiętnasty wiek, to również wprowadzenie na masową skalę koksu do wytopu surówki żelaza, a więc i powstanie ogromnej ilości baterii koksowniczych. Pod koniec tego samego wieku wynaleziono również i zaczęto powszechnie stosować niezwykle trujące tworzywo - polichlorek winylu (PCV).

Dzisiaj nie trzeba nikogo przekonywać, że w czystym powietrzu dobrze się żyje, bo się nim dobrze oddycha. Ale czy my sami dbamy o czystość tego powietrza? Czy my dbamy o czystość powietrza w naszej miejscowości?

W Radzionkowie mieszka prawie siedemnaście tysięcy mieszkańców, którzy ogrzewają swoje domy i mieszkania głównie węglem. Mieszkańcy Radzionkowa zajmują około 5800 mieszkań i domów. Gdybyśmy założyli, że tylko 80% tych mieszkań jest ogrzewanych węglem i że każde z nich zużywa w sezonie grzewczym tylko 3 tony węgla, to obliczymy, że w naszej miejscowości spala się corocznie prawie 14 000 ton węgla.

To tak, jak gdyby w centrum naszego miasteczka pracowała na wolnych obrotach jedna bateria koksownicza (zwykle porównuje się roczną emisję jednej baterii koksowniczej z emisją 10 tysięcy palenisk piecowych).

Gdybyśmy mieli w sąsiedztwie koksownię, to protesty mieszkańców przeciwko jej działaniu byłyby na pewno dużo większe, niż w przypadku uciążliwego sąsiedztwa bytomskiej oczyszczalni ścieków. A my co? Nie protestujemy?

Wszyscy również wiemy, że wielu mieszkańców nie segreguje śmieci, tylko spala je w piecach. I to jest dodatkowy argument przemawiający za tym, żeby coś u nas zmienić. U nas – czyli u każdego z nas, a nie „w naszej miejscowości”!.

Nie chodzi o to, aby zupełnie odejść od węgla, bo to jest ze względów finansowych po prostu nie możliwe i większości mieszkańców na to nie stać. Można jednak zastosować bardziej nowoczesne i relatywnie tanie kotły węglowe, niż te wyprodukowane dwadzieścia lub więcej lat temu i radykalnie oraz szybko poprawić jakość powietrza, którym oddychamy. Koszt takiej inwestycji zwraca się już po kilku latach dzięki większej wydajności nowych pieców. No i na dodatek musimy segregować odpady. Piec nie może być miejscem do wygodnego pozbycia się części naszych śmieci.

Takie działania nie rozwiążą radykalnie problemu nazywanego „niską emisją”. Nie rozwiążą go choćby z tego powodu, że Radzionków leży w dolinie o dłuższej osi przebiegającej z północnego wschodu na południowy zachód, czyli prostopadle do kierunku wiania wiatrów. W sytuacji zdecydowanej przewagi w ciągu roku wiatrów zachodnich, które mogłyby „oczyścić” miejscowość z dymów, jest to położenie wybitnie niekorzystne, gdyż od strony zachodniej i północno zachodniej, z której głownie wieje wiatr, wznoszą się wzgórza skutecznie utrudniające ten proces.

Na dodatek jeszcze mamy w naszej radzionkowskiej dolinie typową tzw. inwersję temperatury powietrza: jesienią, zimą i wiosną przy bezwietrznej pogodzie bardzo często w najniżej leżących partiach miejscowości zalega masa chłodnego powietrza, a w miarę wzrostu wysokości temperatura powietrza wzrasta zamiast spadać. Zjawisko to zna każdy, kto np. na rowerze jedzie wieczorem od strony np. Gruszeczki do Radzionkowa – zjeżdżając coraz niżej, trafiamy na coraz to zimniejsze powietrze. W efekcie inwersji dymy z pieców nie mogą „opuścić” doliny, bo wznoszą się w górę tylko przez kilkanaście metrów. Potem ich temperatura wyrównuje się z temperaturą otaczającego powietrza i dym zaczyna krążyć w obrębie doliny. Takie zadymienie związane z inwersją temperatury jest znane każdemu z nas. Doświadczamy go na co dzień. Nie można z nim inaczej walczyć, jak tylko przez ograniczenie ilości dymów i zmianę ich składu (śmieci!).

Na koniec pytanie: czy będzie kiedyś lepiej? Czy będziemy mieli u nas kiedyś bardziej czyste powietrze? Odpowiedź jest prosta: tak, ale tylko wtedy gdy każdy z nas - i stary siedemdziesięcioletni dziadek i mały przedszkolak – będą sami o to dbać. Nikt za nas tego nie zrobi, tak jak nikt nie usunie za nas śmieci z dzikich wysypisk na Księżej Górze czy Szkale. Nikt też nigdy nie będzie mieszkał w czystym mieście, jeżeli sam będzie wrzucał niedopałki czy papierki innym ludziom za płot lub na ulicę, a stare buty i kawałki opon do pieca. A tak niestety robimy. Dawno już osiągnęliśmy pod tym względem zadziwiającą bylejakość życia i teraz trudno to zmienić, a przecież znamy powiedzenie „nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe”.

O jakość powietrza, tak jak i o jakość naszego życia, musimy po prostu troszczyć się sami. Nie zrobi tego za nas ani rząd, ani starosta, ani burmistrz, ani radni, bo to jest niemożliwe. Możemy to zrobić tylko my sami.

Piotr Tyczka